W kwestii prawdomówności i przyzwoitości ludzi, również mam niemiłe doświadczenia.Tym razem przedstawicieli porządku i władzy. Straż miejska i sąd rejonowy w roli głównej. Kilka lat wstecz chyba w 2009 roku, zostałem ,,sfotografowany" przez straż miejską. Przekroczenie prędkości o 30 km/h w terenie zabudowanym, w miejscu gdzie pies z kulawą noga nie chadza. Ale jednak zabudowanym. Więc jest wykroczenie i zgoda- powinien być mandat. Ale to nie takie proste. Straż miejska miała wówczas 30 dni na powiadomienie o wykroczeniu. Nie dotrzymała tego terminu.Więc sprawa trafia bezwzględnie do sądu.
Dostałem wezwanie na przesłuchanie do siedziby straży. Tam bardzo miły strażnik wręcz przepraszał mnie, że nie zmieścili się w terminie, ale to dla mnie nawet lepiej bo jak mnie zapewniał, on napisze do sądu i zaproponuje mandat w wysokości 150 zł, zamiast 300, bo tyle za to wykroczenie grozi wg taryfikatora.
Stawiłem się na rozprawie w sądzie, na miejscu okazało się, że SM oddelegowała na rozprawę strażniczkę.
Ta przedstawiła swoją wersję: otóż podobno straż wysłała do mnie listem poleconym wezwanie przed upływem terminu 30-dniowego, a ja się nie stawiłem i dlatego sprawa trafiła do sądu.Potem wystąpiła z propozycją 300 złotowego mandatu. Gdy skończyła mówić, asesor miał do mnie tylko jedno pytanie: czy zamierzam się odwoływać?Odpowiedziałem, że tak. Przecież to były kłamstwa. Żadnego listu poleconego nie było, wykroczenie popełniłem autem służbowym. Gdyby przyszedł jakikolwiek list musiałby być odnotowany w księdze korespondencji. To jest instytucja państwowa i tu przestrzega się takich procedur.
Moje odpowiedź była równoznaczna z zakończeniem rozprawy. Wynik: 300 zł plus koszty sądowe.
Poprosiłem kolegę, który jest adwokatem, o napisanie odwołania. M.in wskazał na fałszerstwo z listem poleconym. Nic z tego,wyrok podtrzymany, dopłaciłem jeszcze dodatkowe koszty sądowe. Radziłem się radcy prawnego. Oto co mi powiedział: jak chcę mieć spokój, to mam sobie odpuścić, bo i straż mnie będzie potem nękać, to mała mieścina, a i sędzia nie zrozumie bo sam jest ponad prawem.
Moje rozgoryczenie i zniesmaczenie tą sprawą jest wielkie. Nie dość, że z powodu zwykłego wykroczenia zostałem wplątany w przesłuchania i rozprawy sądowe. Musiałem brać urlop, nie mówiąc, że dopłaciłem koszty sądowe.
Dostałem wezwanie na przesłuchanie do siedziby straży. Tam bardzo miły strażnik wręcz przepraszał mnie, że nie zmieścili się w terminie, ale to dla mnie nawet lepiej bo jak mnie zapewniał, on napisze do sądu i zaproponuje mandat w wysokości 150 zł, zamiast 300, bo tyle za to wykroczenie grozi wg taryfikatora.
Stawiłem się na rozprawie w sądzie, na miejscu okazało się, że SM oddelegowała na rozprawę strażniczkę.
Ta przedstawiła swoją wersję: otóż podobno straż wysłała do mnie listem poleconym wezwanie przed upływem terminu 30-dniowego, a ja się nie stawiłem i dlatego sprawa trafiła do sądu.Potem wystąpiła z propozycją 300 złotowego mandatu. Gdy skończyła mówić, asesor miał do mnie tylko jedno pytanie: czy zamierzam się odwoływać?Odpowiedziałem, że tak. Przecież to były kłamstwa. Żadnego listu poleconego nie było, wykroczenie popełniłem autem służbowym. Gdyby przyszedł jakikolwiek list musiałby być odnotowany w księdze korespondencji. To jest instytucja państwowa i tu przestrzega się takich procedur.
Moje odpowiedź była równoznaczna z zakończeniem rozprawy. Wynik: 300 zł plus koszty sądowe.
Poprosiłem kolegę, który jest adwokatem, o napisanie odwołania. M.in wskazał na fałszerstwo z listem poleconym. Nic z tego,wyrok podtrzymany, dopłaciłem jeszcze dodatkowe koszty sądowe. Radziłem się radcy prawnego. Oto co mi powiedział: jak chcę mieć spokój, to mam sobie odpuścić, bo i straż mnie będzie potem nękać, to mała mieścina, a i sędzia nie zrozumie bo sam jest ponad prawem.
Moje rozgoryczenie i zniesmaczenie tą sprawą jest wielkie. Nie dość, że z powodu zwykłego wykroczenia zostałem wplątany w przesłuchania i rozprawy sądowe. Musiałem brać urlop, nie mówiąc, że dopłaciłem koszty sądowe.